Relacja ze Ślęży

 

tekst: Paweł Spierewka

Wyprawę rozpoczęliśmy spod dworca PKS we Wrocławiu. Już w autobusie zaczęły zawiązywać się pierwsze znajomości. W ten sposób, w miłej i przyjemnej atmosferze rozmów dotarliśmy do miejsca naszego
zakwaterowania, gdzie szybko się przepakowaliśmy i ruszyliśmy w miejsce docelowe, na przełęcz Tąpadła. Tam Kaifa poprowadziła zabawy integracyjne, których celem było zapoznanie się i chociaż częściowe zapamiętanie imion uczestników wyprawy (sklerotykom i tak to nic nie pomogło – patrz autor tekstu).

Kiedy już w miarę wszystkim udało się zapamiętać imiona pozostałych osób, Magda podzieliła nas na trzy grupy. Mnie przypadła oczywiście grupa wózkersów, w której znaleźli się również: Asia, Paulina, Bartek, Adam, Michał oraz Tomek. Po przegrupowaniu się ruszyliśmy w trasę. Z początku nasza grupa towarzyszyła grupie długodystansowców, która zmierzała na szlak prowadzący na szczyt Ślęży. Później rozdzieliliśmy się – długodystansowcy poszli szlakiem w kierunku szczytu, a my zawróciliśmy by przespacerować się wzdłuż drogi asfaltowej u podnóża góry. W trakcie rozmów towarzyszących nam podczas spaceru podróżowaliśmy przez tereny afgańskiego Hindukuszu dyskutując na tematy dotyczące tego urokliwego, acz niebezpiecznego kraju, jakim jest Afganistan. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto by w przyszłości się tam wybrać, aby zapoznać się i doświadczyć miejscowej kultury i obyczajów oraz zobaczyć na własne oczy tamtejsze piękne, górskie krajobrazy. Ale to kiedyś, gdy trochę się tam uspokoi. O ile kiedykolwiek się uspokoi. Tymczasem napawaliśmy się naszymi rodzimymi widokami szczytów (m.in. Radunia oraz Świerczyna), które również mają swój niesamowity urok.

Wróciliśmy do naszej kwatery głównej, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. Po zaczerpnięciu oddechu i zyskaniu nowych sił ponownie ruszyliśmy w drogę, tym razem nad Zalew Sulistrowicki. Tam rozsiedliśmy się mniej lub bardziej wygodnie i słuchaliśmy naszych historii z życia, opowiadanych przez poszczególnych członków grupy. Po powrocie do Centrum Szkolenia Wolontariatu w oczekiwaniu na pozostałe grupy, zaczęły się przygotowania do wieczornego ogniska. Rozmowy i śpiewy rozbrzmiewały tego dnia jeszcze baaardzo długo. Dłużej niż udało mi się wytrwać.

Następny dzień przywitał nas ciepłym powietrzem i bezchmurnym niebem. Wspólnie zjedliśmy śniadanie, po którym wzięliśmy udział w szkoleniach. Szkolenie, w którym uczestniczyłem prowadzili Dziku oraz Tomek, i dotyczyło zasad bezpiecznej turystyki i przygotowania się do wypraw w góry. Po zakończonych zajęciach część osób poszła na mszę do pobliskiego kościoła, podczas gdy reszta uczestników relaksowała się na świeżym powietrzu, bądź zaczęła się pakować i przygotowywać do wyjazdu. Po powrocie z kościoła wszyscy spakowaliśmy się do autobusu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Wrocławia.
I tak niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Pozostaną jednak w mojej pamięci wspaniałe wspomnienia, a lista znajomych i przyjaciół wydłuży się o wiele niesamowitych osób. I chociaż jestem typem domownika to z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że z niecierpliwością oczekuję następnego wyjazdu.
Dlatego nie mówię Żegnam, a Do zobaczenia!

PS. Chciałbym jeszcze wszystkim serdecznie podziękować. Zwłaszcza organizatorom i wolontariuszom za niesamowite zaangażowanie, otwartość i bezpośredniość. I chociaż wiem, że dla niektórych był to debiut z osobami niepełnosprawnymi to zapewniam Was, że możecie być z siebie dumni, to było niewiarygodne!

Pozdrawiam
Paweł

Autorem relacji jest Paweł Spierewka, 18 letni uczestnik wyprawy na Ślężę. Paweł porusza się na wózku. Nie wjechał na szczyt, ale najważniejsze, że zdecydował się pojechać i nam towarzyszyć. Brawo Paweł! Dzięki za świetną relację!


 

tekst: Anna Makowska

Pewnego razu obejrzałam w telewizji wywiad z Jaśkiem Melą. Jasiek mówił między innymi o tym, że założył Fundację „Poza Horyzonty”. Po zakończeniu programu otworzyłam w Internecie stronę Fundacji Jaśka i przeczytałam: „Niepełnosprawni w górach – razem na szczyty”. Pomyślałam: a może by pójść w te góry moje ukochane… to była myśl najpierw tylko taka na chwilkę, ale powracałam do tej myśli, chęci pójścia w góry jeszcze parę razy. W głowie kołatało mi się mnóstwo pytań i wątpliwości typu: czy ja nie jestem szalona? Czy nie porywam się z motyką na słońce? Z kulawymi nogami chcę wybierać się w góry?! Może to jest jakieś szaleństwo, ale z drugiej strony stwierdziłam, że jeśli nie spróbuję to będę żałować. Przed podjęciem ostatecznej decyzji zapisania się do projektu wysłałam do Magdy maila z mnóstwem pytań. Magda odpowiedziała, dopisując jeszcze zachętę, że warto.
Pierwszy planowany wyjazd to Ślęża – w terminie 19 – 20 maja. Myślałam, że nie będę, bo nie wiedziałam czy da się to pogodzić z zaplanowaną już wcześniej pracą zawodową.
Rodzice przekonali mnie, że warto pojechać na pierwszą wyprawę, zobaczyć jak to jest, poznać wolontariuszy oraz innych niepełnosprawnych uczestników projektu. Decyzja zapadła – jadę i będę zdobywać Ślężę! Do Wrocławia jechałam autobusem całą noc. W sobotę rano spotkałam się z grupą miłośników gór. Następnie wynajętym autobusem pojechaliśmy do miejsca rozpoczęcia wspinaczki. Najpierw na polance zostały zorganizowane zabawy integracyjne, w celu bliższego poznania się i zapamiętania imion wszystkich uczestników. (Niestety mnie nie udało się zapamiętać wszystkich imion i za to bardzo przepraszam.) Na Ślężę ruszyliśmy w 3 grupach – każda grupa innym szlakiem. Ja byłam w grupie krótkodystansowców. Szlak niby najkrótszy, ale parę godzin szłam. Droga dość szeroka, z licznymi kamieniami, cały czas pod górkę. Nie było łatwo, a najtrudniej po kamieniach. Po drodze podziwialiśmy piękne widoki – uwiecznione oczywiście na zdjęciach. Chętni próbowali jechać na szczyt trójkołowym rowerem z napędem ręcznym. Takiego roweru jeszcze nie widziałam! Stwierdziłam, że ciężko się na niego wsiada. Wolałam pójść pieszo. Kiedy sił brakowało, mieliśmy odpoczynki. Czas mijał bardzo szybko. Jak się zorientowałam, że weszliśmy na szczyt, to krzyknęłam ze zdumieniem: to już ta Ślęża? Super! Na szczycie zobaczyłam duży krzyż i podpis: „z tym znakiem zwyciężysz”. Pomyślałam: jakie to piękne i wzruszające! Po wejściu na szczyt długo odpoczywaliśmy. Niektórzy mieli nawet jeszcze siłę, aby wejść na wieżę widokową. Zrobiliśmy wspólne pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Dla mnie zejście ze Ślęży było co najmniej trzy razy trudniejsze niż droga na szczyt. Kamienie na tyle przeszkadzały, że wraz z wolontariuszami szukaliśmy lepszej drogi w głębi lasu. Tam jednak musieliśmy uważać na korzenie. Udało nam się jednak pokonać te trudności. Wieczorem było ognisko i pyszne kiełbaski. Następnego dnia uczestniczyłam w szkoleniu dotyczącym przygotowania się do górskich wycieczek. Po szkoleniu wybrałam się do pięknego drewnianego kościółka. Po mszy świętej przyszła pora, by wracać do Wrocławia, a następnie nocnym autobusem ruszyć do domu.
Ślęża została zdobyta i ogromnie się z tego cieszę. Ta droga kosztowała mnie sporo wysiłku, ale wiem, że warto było walczyć. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim wolontariuszom, którzy mi pomogli. Dziękuję rodzicom, przyjaciołom oraz wszystkim tym, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tego, że podjęłam decyzję, by iść w góry. Czekam już na następny wyjazd, bo chcę powalczyć o zdobycie kolejnego szczytu. Jeszcze raz wszystkim dziękuję i do zobaczenia na szlaku.

Anna Makowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

trzy − jeden =