Śnieżnik – szczyt który mnie zaczarował

 

Śnieżnik – szczyt który mnie zaczarował.

W 2010 r. w kwietniu przez trzy tygodnie przebywałem w sanatorium w Lądku Zdroju. Z balkonu mojego pokoju widoczny w oddali bielił się w słońcu ośnieżony szczyt Śnieżnika.
Nie wiem, czy to zapach budzącej się do życia przyrody, czy powiew ciepłego wiosennego wiatru, czy sam jego widok obudziło we mnie pragnienie zdobycia tej góry?
Gdy myślałem o tym w tamtej chwili wydawało mi się to tak nierealne wręcz nieosiągalne bo: nigdy nie wędrowałem po górach, męczyło mnie nawet niewielkie podejście, ujawniło się lekkie nadciśnienie i w ogóle wszystko było przeciwko takiemu zamiarowi. Więc co mi strzeliło do głowy?
To ta góra tak czarowała mnie, mamiła i przywoływała: dasz radę, to jedyna okazja, jesteś tak blisko, tak blisko że wystarczy tylko…
No właśnie często to nie wystarczy, kiedy inni wchodzą po schodach a ty musisz skorzystać z windy, bo ból ci głowę rozsadza to nie ma wyboru, trzeba sobie odpuścić.
Skoro szczyt ten pozostawał poza moimi możliwościami postanowiłem że spróbuję na co mnie stać w najbliższym sąsiedztwie Lądka i chociaż początki były trudne ich pokonanie sprawiało mi ogromną frajdę, zaopatrzony w mapę ruszyłem na podbój Trojaka 766 m n.p.m. innego dnia zboczami pobliskich szczytów obszedłem cały Lądek i niemal z każdego wyżej położonego miejsca widziałem ośnieżony szczyt Śnieżnika który nadal mnie czarował.
Według wskazówek innych kuracjuszy-turystów pokusiłem się na samodzielne zdobycie Borówkowej Góry 900 m n.p.m. na którą różnymi trasami wchodziłem trzykrotnie i po tym wyczynie poczułem że mógłbym pokusić się na próbę zdobycia Śnieżnika, że jestem do tego gotowy i to chyba wtedy obudził się we mnie „wędrowca”
Na dzień przed końcem turnusu wraz z przemiłym starszym doświadczonym w górskich wędrówkach panem Zbyszkiem jego samochodem, pojechaliśmy do Kletna skąd rozpoczęliśmy podejście na szczyt.
I udało się, piękna pogoda, wspaniałe widoki i uczucie ogromnej satysfakcji i radości z dokonania czegoś co jeszcze niedawno wydawało mi się niemożliwe – bezcenne.

Teraz samochodem Przemka wraz z Ewą, Kają i Adamem opóźnieni do planu szybko jechaliśmy na miejsce.
Byliśmy pierwsi, więc po śniadaniu postanowiliśmy dotrzeć na docelowy parking. Dzięki kupieniu w Lądku Zdroju właściwych łańcuchów na koła samochodu Przemka pokonanie stromego odcinka drogi przebiegło sprawnie a tu z rozmachu minęliśmy miejsce zbiórki i drogą przez las zjechaliśmy na parking do Kletna. Po wyjaśnieniu pomyłki chcieliśmy wrócić tą samą leśną drogą ale zakopaliśmy się po osie kół i pomimo prób wypchnięcia samochodu przez nas i grupę turystów, dopiero interwencja ciągnika zdołała nas uwolnić z tej opresji po czym jako ostatni dotarliśmy na właściwe miejsce.
Po dojściu do reszty grupy na trasie kontynuowaliśmy trud podchodzenia po częściowo przetartym szlaku do schroniska na Śnieżniku. W tych warunkach bardzo doceniłem zalety rakiet śniegowych. Mozolna wędrówka zajęła nam jednak kilka godzin. Odpoczynek, posiłek i podejście do obozowiska survivalowców późnym wieczorem dostarczyło dodatkowych emocji wraz ze zwiedzaniem jam i namiotów.
Nocne szkolenie posługiwania się GPS uświadomiło mi zalety tego urządzenia w kontekście porannego wydarzenia.
Rano osuszone ubrania dawały gwarancję dobrego przygotowania do zdobywania szczytu zaraz po odprawie
i śniadaniu.
Szczyt był zawiany świeżym śniegiem, zamglony, zimny, powoli pokonywaliśmy dystans dzielący nas od sukcesu.
Owiewani porywistymi podmuchami wiatru dotarliśmy do oznaczonego punktu na szczycie Śnieżnika.

Teraz po trzech latach stojąc ponownie na tym szczycie i to zdobytym zimą wraz z innymi osobami niepełnosprawnymi i wolontariuszami z projektu „Niepełnosprawni w Górach – Razem na Szczyty” pomyślałem o tym jaka zmiana dokonała się we mnie od tego czasu i przypomniałem sobie o marzeniu które wtedy, po tym wyczynie nieśmiało we mnie zakiełkowało, by wejść i zdobyć wszystkie jakie tylko się nadarzy okazja szczyty. Nie te najwyższe, niedostępne i niebezpieczne ale te które są blisko albo są w nas które często lekceważymy że są, jednak na co dzień kosztują nas bardzo wiele wysiłku, potu czy łez.
Niesamowite jest to że i tym razem czułem tę energię i moc płynącą z tej góry która wtedy dała mi siłę i odwagę na pokonywanie własnych ograniczeń i słabości a teraz napełniła spokojem i wiarą w siebie.
Radość, kilka zdjęć w tym grupowe, łyk herbaty i z powrotem na dół. W schronisku obiad odpoczynek i zejście do samochodów oraz przejazd z powrotem w trudnych warunkach drogowych szczęśliwie mija bezpiecznie, byłem w domu.

Dzięki projektowi Razem na Szczyty mam szansę na realizację swojego marzenia zdobywam kolejne szczyty, poznaję nowe miejsca, innych ludzi a co więcej mam szczególną możliwość i zaszczyt fotografowania
i filmowania wszystkich uczestników podczas tych wypraw.
To fascynujące że mogę przeżywać te wyprawy jakby podwójnie, bo dodatkowo poprzez wizjer kamery gdy filmując, obserwuję wasze zmagania z pokonywania siebie i trudności jakie napotykacie i potem montując z tego film. Jestem pełen podziwu i uznania dla wszystkich osób biorących udział w projekcie, uczestników i wolontariuszy, gratuluję Wam i dziękuję za wszystko.


tekst oraz filmik: Roman Drobniak


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cztery + dziewięć =