Rogata dusza

 

Zaczęło się bardzo niewinnie, ponieważ Dziku napisał do mnie smsa czy pojadę z Wami na Skalnik? Zaznaczam, że 10 marca wieczorem, a wyjazd miał się odbyć 16. Od razu się zgłosiłam, nie znając ludzi, z którymi jadę, ale myślałam, a co tam?

Od razu po esemesie szukałam połączeń z Warszawy do Wrocławia. Już wieczorem 15 marca wsiadłam do pociągu gotowa do drogi byłam we Wrocławiu raniutko. Czekałam na murku przy drzewie tak jak się umawialiśmy. Jak się pojawili to od razu wszyscy poszli do samochodów, ja byłam z Agą, jej siostrą Asią i z Olą, fajne dziewczyny. Jechałyśmy i jechałyśmy, Agnieszka włączyła nawigację, stwierdziłyśmy z Olą, że możemy od razu pojechać na Słowację nie tylko do Naszego celu podróży. Szkoda, że się nie zgubiłyśmy wielka szkoda, widziałyśmy nawet bizony (tak naprawdę to były krowy tylko z łatkami brązowymi) już mi się podobało. Wjeżdżałyśmy w przecudowne miejsca, górki, dołki i wszędzie mnóstwo śniegu.

Już prawie byłyśmy w Czarnowie. Jechałyśmy jako ostatnie, w pewnym momencie reszta stanęła na środku drogi, nie wiedziałyśmy, o co chodzi. Po chwili okazało się, że jest tak stromo, że nie da się podjechać samochodem. Dobrzy ludzie dali Nam tylko jedną łopatę, którą przygotowaliśmy sobie miejsce na samochody. Wszyscy musieli wysiadać i drałować na piechotę do schroniska.

Widok nieziemski, nie da się tego opisać. Drzewa obsypane puszkiem śniegu, jak wiele bałwanów, istny czad.
Doszliśmy do schroniska i za chwilę ruszaliśmy na szczyt Skalnik nawet kotek chciał z Nami iść. Ruszyliśmy drogą, kilka metrów dalej już była wąska ścieżka między drzewami i mnóstwo śniegu. Było bardzo ślisko, więc większość z Nas wywalała się. Ja miałam kilka upadków, po 5 przestałam liczyć, ile razy się przewróciłam, potem już tylko się z tego śmiałam. Nie, kiedy śnieg sięgał do kolan i skrzypiał pod nogami, super!!! Nigdy nie byłam w marcu w górach przy takiej pogodzie. Namawiałam kilka osób, żeby zrobić w śniegu orzełka, tak był nienaruszony. Istne szaleństwo. Było ślicznie pogoda dopisywała. Napadało tyle śniegu, a my byliśmy pierwszymi osobami, które po nim przechodziły. Uważaliśmy na „szturchanie świerka”. Przeszliśmy przez tak zwany „Język teściowej” jak już byliśmy na samiutkim szczycie to zboczyliśmy trochę w bok, żeby pójść na punkt widokowy na Ostrej Małej, kto chciał (oczywiście ja chciałam) musiał się wspiąć na skały, ale jak już dotarłam to nie chciało mi się nigdzie iść tak było cudownie. Chciałam tam zostać napawać się widokami, na Karkonosze, Rudawy Janowickie, Góry Izerskie, Góry Kaczawskie, czyli całą Kotlinę Jeleniogórską.

Wszyscy dotarliśmy na szczyt Skalnik 945 m n.p.m. w projekcie Korona Gór Polski to Wasz 11 szczyt, a mój 1, ale zaliczyliście to dopiero 1/3 szczytów więc jeszcze się z Wami nałażę, mam nadzieję. Miałam niedosyt wędrowania, a już musieliśmy się zmywać. Głodna i zmarznięta dotarłam do schroniska gdzie czekał na Nas kominek. W czasie podchodzenia na szczyt marzyłam o gorącej kawie przy kominku. Udało się spełnić marzenie tylko zamiast ciepła kawa była herbata, ale przy kominku. To mniej ważne istotni są ludzie, z którymi wędrowałam. Dziękuję Wam za to, że Was poznałam i mogłam do Was dołączyć. Piszę bardzo szczerze. Ludzie zakręceni jak ja na punkcie gór!!!! Cudowni, wspaniali i …..
To ludzie tworzą atmosferę, a nie miejsce.

Super było jak wszystkich poznawałam, zrobiliśmy kalambury było dużo śmiechu, granie na gitarze przez Anię – naszą przewodniczkę i śpiewy do białego rana (prawie)…. poczułam, że znamy się bardzo długo taka grupa, która uwielbia góry i fajna paczka.

Drugiego dnia wyruszyliśmy do ruin Zamku Bolczów. Usłyszeliśmy historię zamku i legendę o „Srebrnym kuszniku”. Musiałam szybko zejść i lecieć do Wrocławia na pociąg, który miał mnie zabrać do Warszawy. Czuję niedosyt. Jestem nadal pod wielkim wrażeniem po wyprawie na Skalnik.

tekst: Justyna Janiszewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

16 + sześć =