Relacja Ani z Lubomira

Wspaniały początek
Gdyby ktoś powiedział mi półtora roku temu, że kiedyś będę miała możliwość chodzenia po górach powiedziałabym, że robi sobie żarty, gdzie ja o kulach?
A jednocześnie rozważałabym taki scenariusz- nowe wyzwania i ryzyko dają mi ogromny napęd do działania.
Osz ten mój zawzięty charakterek :D.
O wyprawach Niepełnosprawnych w górach Razem na Szczyty dowiedziałam się od jednej z uczestniczek projektu Bogusi, z którą miałam przyjemność chodzić do szkoły podstawowej.
Początkowo byłam nastawiona dość sceptycznie, ale zmieniłam zdanie oglądając zdjęcia i filmiki z wyjazdów.
Po paru miesiącach namysłu postanowiłam spróbować i wybrałam się we wrześniu ubiegłego roku w Pieniny i Beskid Sądecki.
Była to dla mnie całkowita nowość- góry znałam jedynie z fotografii, opisu książek oraz często bywałam przejazdem, ale coś zawsze do nich ciągnęło.
Poszłam szczerze mówiąc na żywioł bez przygotowania.
Nie udało mi się zdobyć zarówno szczytu Radziejowej jak i Wysokiej, ale dostałam wiele ciepłych słów wsparcia co dawało motywacje do dalszej pracy nad kondycją fizyczną i wiarą we własne siły..
Zaczęłam regularny trening jednocześnie wierząc w to, że ja tez mogę.

Nadszedł czas na kolejny wyjazd tym razem Naszym celem był najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego Lubomir.
Weekend dla mnie niezwykły pod paroma względami:
rozpoczęcie Korony Gór Polski i drugi wypad z fantastyczną ekipą Razem na Szczyty,
Kanonizacja Jana Pawła II, który towarzyszył mi w wyprawie oraz moje kolejne urodziny.
Przyznam szczerze, że zawsze marzyłam aby tą magiczną dla mnie datę spędzić w górach, które są tak niezwykłe.
Szczerze mówiąc myślałam ,że taki plan pozostanie w sferze marzeń…
Moje podejście zmieniło się wraz z wyjazdem na podbój Lubomira.
Gdy otworzyłam e-maila od Tomka z informacją ,że jadę -powiedziałam sobie jeśli nie teraz to kiedy?
To jest właśnie ten czas…

Do Krakowa wyruszyłam Polskim Busem o godzinie 8.20 wraz z Marysią i Bożeną.
Pogoda nie nastrajała optymistycznie całą drogę lało i nie był o to dobrym prognostykiem przed górską wyprawą i obserwacją nieba.
Jednak moje obawy okazały się niepotrzebne.
Planowo o godzinie 9.35 przyjechałyśmy do Krakowa.
Do czasu zbiórki miałyśmy sporo czasu więc postanowiłyśmy wykorzystać ten czas pożytecznie na owocnych rozmowach w gorącej niczym sauna Galerii Krakowskiej popijając pyszną kawę .
Czas zleciał nam bardzo szybko.
Nadszedł długo oczekiwany czas wspólnego spotkania na dworcu PKS gdzie nastąpiło gorące przywitanie.
W jednej chwili dostałam niesamowitego przypływu energii i pozostało jedynie niewielkie napięcie, że nie dam rady zdobyć szczytu.
Pojawił się Tomek kierownik wyprawy nastąpił szybki podział kto z kim i wyruszyliśmy w dalszą podróż do uroczej miejscowości o nazwie Węglówka, gdzie znajdowało się miejsce naszego noclegu.
Po godzinie czasu byliśmy na miejscu.
Urocza okolica, która sprawiała, że czas się zatrzymał dodatkowo sprzyjał temu brak zasięgu.
Pobyt w Węglówce rozpoczęliśmy wspólnym posiłkiem, po którym Tomek przekazał nam garść cennych informacji odnośnie wyprawy.
Po wolnym czasie o godzinie 17 wyruszyliśmy samochodami na parking Przełęczy Jaworzyce gdzie zaczynaliśmy naszą wędrówkę.
Parę wspólnych fotek i przed 18 ruszamy na szczyt.
Początkowo szlak prowadził drogą asfaltową, która zmienia się po ok. 500 metrach w teren utwardzony kamykami.
Trasę umilały Nam plansze edukacyjne związane z astronomią oraz niezwykle interesujące opowieści Tomka i Ani z zakresu tej tematyki.
Nie zabrakło również ciekawostek krajobrazowych i pięknego widoku na Beskid Wyspowy.
W pierwszej części trasy czułam leciutkie napięcie , ale była to tylko kwestia rozchodzenia.
Chwilę zwątpienia szybko minęły dzięki fantastycznej ekipie, z którą mam przyjemność iść na szczyt.
Wiedziałam, że każda minuta przybliża mnie do spełnienia mojego marzenia..
Wiele słów wsparcia, różna tematyka rozmów oraz energia powodowała polot a nogi same niosły.
Dodatkowo odzyskałam spokój wewnętrzny, którego tak mi brakowało.
Czułam się świetnie i w końcu odnalazłam swoje miejsce.
Trasa w porównaniu tej z września nie była trudna i nadawała się zarówno dla turystów pieszych jak i rowerzystów.
Jedynie dwa podejścia były odczuwalne, ale to w końcu góry a nie spacer po chodniku.

Parę minut po godzinie 20 z uśmiechem docieramy na szczyt osobiście czułam spory niedosyt, że to koniec a jednocześnie po raz pierwszy w życiu byłam z siebie prawdziwie zadowolona.
Aż chciało się krzyczeć zrobiłam to…
Masa emocji od śmiechu po łzy.
Parę wspólnych zdjęć już po zmroku i udaliśmy się na gorący posiłek w postaci grilla.
Następnie oglądaliśmy film o historii obserwatorium astronomicznego- ależ ten lektor „miał moc” w głosie- mistrzostwo :D.
Z opowieści zapamiętałam nazwy dwóch planet odkrytych na Lubomirze Orkisz oraz Kaho-Kozik-Lis :D.
Nadszedł czas na długo oczekiwaną obserwację nieba początkowo w 5 osobowych grupach oglądaliśmy przez teleskop Jowisza i jego księżyce, a następnie już całą ekipą różnorodne gwiazdozbiory-zielony laserowy wskaźnik robił wrażenie.
Po godzinie 23 pora wyposażeni w latarki i czołówki wyruszamy w drogę powrotną…
Zamiast jednak zejścia parę osób miało dodatkową atrakcje -zjazd samochodem terenowym prowadzonym przez pracownika obserwatorium.
Zejść dalibyśmy radę, ale ze względu na późną porę nie chcieliśmy przedłużać czasu wędrówki .
To jeszcze nie koniec atrakcji…
Po szczęśliwym powrocie ze szczytu(nawet nie wiem kiedy) zgasło światło i do pokoju, w którym miałam przyjemność mieszkać wtargnęła ekipa ze słodką urodzinową dla mnie niespodzianką w postaci sernika.
Byłam potwornie zaskoczona i jednocześnie zmieszana bo mój strój nadawał się jedynie pod śpiwór :D.
Głośne śpiewy, liczne życzenia oraz konsumpcja ciasta rozpoczęła kolejne moje urodziny.
To był najlepszy sernik jaki dane mi było w życiu jeść, bardzo dziękuję naszemu etatowemu cukiernikowi Marcinowi oraz wszystkim za życzenia.
Kolejny dzień pełna szczęścia i energii rozpoczęłam od porannej mszy.
Po powrocie oglądaliśmy prezentacje zdjęć Ani z kolejno zdobywanych szczytów Korony.
Następnie pakowanie, uściski, wspólne zdjęcia i czas wyruszyć do swoich domów.
Po godzinie 14 dotarłam do Krakowa gdzie wraz z Bożeną odprowadziła nas Marta na autobus.
Szczęśliwie przed 18 przekroczyłam próg domu.

Podziękowania dla wszystkich , którzy pomogli mi w zaczęciu realizacji moich górskich marzeń, które stały się rzeczywistością kierownictwu projektu Razem na Szczyty, wolontariuszom, uczestnikom, znajomym, fizjoterapeutom – warto było czekać na takie urodziny.
Mam nadzieję, że to początek mojej górskiej drogi.
Wierzcie w swoje marzenia i nigdy się nie poddawajcie.
Pozdrawiam serdecznie życząc zdobycia kolejnych szczytów.
Do zobaczenia
Ania Tokarska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

16 − 5 =