” Wyjazd był niesamowity!…” – tak o rajdzie rowerowym mówi organizator – Tomek

Pomysł na wyjazd rowerowy pod szyldem Fundacji JMPH i Projektu Razem Na Szczyty zrodził się już pod koniec 2013r. Inicjatorem i pomysłodawcą był Darek Chmaj, podopieczny Fundacji z którym miałem okazję wspólnie wędrować w Irlandii po Górach Wicklow.

Darek zawodowo związany jest z firmą Nutricia, przy której działa Fundacja HOPE wspierająca działania wolontariuszy z firmy na różnych polach działalności społecznej. Fundacja HOPE wsparła nas już raz finansowo przy organizacji wyjazdu na Śnieżkę w pierwszej edycji projektu

tu RNS i wiedzieliśmy, że kolejne wspólne działania będzie czystą przyjemnością dla wszystkich stron.
Początkowo planowaliśmy wyjazd rowerowy wiosną 2014r, niestety stan zdrowia Darka nie pozwoliłby wtedy na jego udział w tej akcji i postanowiliśmy przełożyć wycieczkę rowerową na bliżej niekreśloną przyszłość. Jednocześnie koordynację przygotowań przejęła Ala z Fundacji HOPE. Wspólnie z innymi wolontariuszami z Nutricii zajęli się rezerwacją i wypożyczeniem rowerów oraz rezerwacją miejsca noclegowego.
Z naszej strony zajęliśmy się naborem uczestników wyjazdu oraz opracowaniem trasy przejazdu i dodatkowych atrakcji.
W ekspresowym tempie, bo w niespełna trzy tygodnie zmontowaliśmy pokaźną blisko 30-osobową ekipę na wyjazd, zamówiliśmy rowery i ustaliliśmy cały grafik wyjazdu, który dla niektórych z nas rozpoczął się już w piątek 3.lipca.
Wieczorem spotkaliśmy się w Krakowie – Jarek z Nutricii wraz ze swoim kilkuletnim synem, Marcin Kowalski i ja (Tomek) i rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Z kilku miejsc w Krakowie oraz pod Krakowem musieliśmy odebrać 10 różnych rowerów (tandemów i handbików), zapakować je na busa i na przyczepę i zawieźć je do Podlesic koło Zawiercia, gdzie miała się znajdować baza naszej rowerowej wycieczki. Po „nieznacznych” problemach z wypożyczeniem i oświetleniem przyczepy udało nam się dotrzeć we trzech do Podlesic tuż po północy z piątku na sobotą.
Na miejscu czekał już na nas Mateusz, który na szczęście miał dla nas klucze do pokoi bo inaczej przyszłoby nam spędzić tę noc na przyczepie razem z rowerami 😉
Większość uczestników dotarła do Podlesic w sobotę ok godz. 10-11 i po niezbędnym przygotowaniu do trasy wyruszyliśmy na pierwszą wycieczkę. Na sobotę mieliśmy zaplanowane dwie trasy: krótką ok 25km i długą ok 45km. Słonko tego dnia przygrzewało niemiłosiernie i szybko się okazało, że w takich warunkach będziemy w stanie przejechać raczej tylko tę krótszą trasę.
W dwóch zespołach – na początku osoby na tandemach, a za nimi handbiki i zwykłe rowery jako wsparcie – wyruszyliśmy z Podlesic w kierunku zamków Bobolice i Mirów. Pierwszy krótki postój przy Jaskini Głębokiej i pierwsza mała awaria! W rowerze Basi zeszło powietrze z koła. Na szczęście ekipa Wolontariuszy HOPE była przygotowana na taką ewentualność i szybko udało nam się ruszyć dalej w komplecie. Kolejny postój to malowniczo położony Ośrodek Wypoczynkowy Orle Gniazdo w Hucisku, gdzie dzięki uprzejmości szefowej ośrodka, p.Uli zostaliśmy uraczeni pyszną kawą, która wszystkim dodała energii do dalszej jazdy. I tak uśmiechnięci ruszyliśmy dalej przez Hucisko do Bobolic, gdzie mogliśmy podziwiać pierwszy z zamków, jaki napotkaliśmy tego dnia. Zamek robi niesamowite wrażenie, szczególnie jeśli się wie, że jeszcze kilka lat temu była to kompletna ruina. Zamek został praktycznie odbudowany dzięki staraniom i determinacji prywatnego inwestora.
Nieco dalej kolejny zamek na trasie – Mirów. Ten podziwialiśmy już z nieco dalszej odległości, ponieważ u stóp zamku zarządziliśmy blisko godzinną przerwę obiadową.  I tak to znad miski frytek lub naleśników z serem mogliśmy podziwiać białe ściany kolejnej jurajskiej warowni.
Po przerwie obiadowej ruszyliśmy dalej… przez najbardziej piaszczysty odcinek tego dnia, przez las w kierunku Zdowa. Mimo, że odcinek nie był łatwy to wszyscy bawili się świetnie! Chwilę później wyjechaliśmy na łagodną asfaltową drogę przez las, która doprowadziła nas do miejsca gdzie wybijały źródła potoku. Mimo, że woda w potoku miała zaledwie ok 6-8st C to znaleźli się tacy, którzy zanurzyli się w nim po sam czubek głowy! Pełen szacun! 🙂
Zrelaksowani i ochłodzeni (przynajmniej niektórzy…) ruszyliśmy dalej drogą wokół zalewu w Kostkowicach do Kroczyc. Tu już zrobiliśmy ostatnią przerwę w trasie tego dnia na pyszne lody jagodowe i chwili ruszyliśmy do Podlesic. Gdy dotarliśmy do pensjonatu okazało się, że wykręciliśmy prawie 30 kilometrów!
Tego dnia dopełnieniem wszystkich atrakcji było ognisko z kiełbaskami i… brak prądu 🙂 Na szczęście tylko na chwilę.
Drugi dzień rozpoczęliśmy wcześnie wspólnym śniadaniem. Do przejechania mieliśmy niby niedużo w porównaniu z poprzednim dniem ale pomni doświadczeń i nieprzewidzianych zdarzeń, chcieliśmy mieć w trasie jak największy zapas czasu.
Zaczęło się przyjemnie, z górki z Podlesic w stronę zamku Bąkowiec (Morsko). Później na polną piaszczystą drogą i po chwili… Mateusz złapał kapcia! Niestety byliśmy w takim miejscu, że nasz samochód serwisowy była tak samo daleko za nami, co i przed nami. Mateusz zdecydował się, że najbliższe 2-3km przejedzie bez powietrza w jednym kole, a dętkę zmienimy dopiero w najbliższej wiosce. Zabrało nam to wszystko nieco czasu i już przed godziną 11 czuliśmy presję czasu na karku. Na szczęście dalej było już z górki. Dosłownie i w przenośni 🙂 Najpierw spotkaliśmy sympatyczną grupę pielgrzymkową, a później dłuuuugim zjazdem dojechaliśmy aż do Żerkowic, gdzie zwartą kolumną przejechaliśmy drogę krajową i rozpoczęliśmy dość długi i morderczy podjazd w stronę Podzamcza i Zamku Ogrodzieniec, który był celem wycieczki tego dnia. Podjazd okazał się na tyle wymagający dla wszystkich z nas, że chyba nie było osoby, która by nie zeszła z roweru aby go prowadzić, gdy nogi odmawiały już posłuszeństwa.
Chwilę po 13:00 dotarliśmy do Podzamcza do podnóża Zamku Ogrodzieniec. Niestety brak sił i przede wszystkim brak czasu nie pozwolił nam na jego zwiedzanie. Już chwilę po godzinie 14 pierwsi z nas rozjeżdżali się do domów PKSami i pociągami.
Wyjazd był niesamowity! Morderczy upał sprawiał, że niepozorne jurajskie górki stawały się nie lada wyzwaniem. Pot lat się z nas strumieniami, podobnie jak woda z naszych bidonów, lecz mimo to w komplecie zameldowaliśmy się na mecie.
Wyjazd był dla mnie wyjątkowy również dlatego, że tak różny od naszych comiesięcznych pieszych wycieczek w góry. Cieszę się też niezmiernie, że pojawiły się na nim nowe osoby, no i że mogliśmy zacieśnić więzy współpracy z Wolontariuszami HOPE. Jeszcze raz ogromnie dziękujemy za waszą pomoc!
A już niebawem nasze kolejne wyjazdy. Śnieżnik, Tarnica…. i może jak jeszcze starczy czasu w te wakacje spotkamy się gdzieś nad wodą 🙂
Do zobaczenia!
Tomek Deroń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cztery × jeden =