„…I znowu wszyscy razem…” – Relacja Bogusi z Borowej i Waligóry

Moje/ Nasze dwa Szczyty 🙂

Nadszedł ten weekend. Sobota godz. 5:20 budzi, czas już wstać. Ale zanim
wyjdę z domu na autobus trzeba nakarmić kota pościelić łóżko… ale nie o tym
mowa. Jadę!-  dojeżdżam do Dworca PKP. 6:30 o rany zbiórka o 7:00 a jeszcze
nikogo nie ma. Wkrótce zjawili się pozostali, jeszcze parę ogłoszeń i
jazda!!! Niektórzy autami a inni pociągiem. Po godz. i trochę dotarliśmy
do Wałbrzycha i znowu wszyscy razem.

Wyruszamy – naszym celem Borowa. Przewodzi nami KAJFA 🙂 Idziemy. Moim
zadaniem oprócz wejścia na szczyt jest opieka nad Kamilą moim pierwszym
Uczestnikiem 🙂 Wszyscy są dzielni. Podejścia lżejsze i bardziej
hardcor-owe. Moja podopieczna daje radę. Po paru podejściach, zakrętach
przystankach doszliśmy wszyscy BRAWO. Jesteśmy – Borowa jest nasza. Czas na
odpoczynek doładowanie baterii na wiwaty no i zdjęcia!! O.K. to co dobre
zawsze szybko się kończy. Czas wyruszać w dół do Pinokia miejsca naszego noclegu.

No więc idziemy. Podopieczna dzielna. W końcu widać budynki już
prawie na miejscu. Doszliśmy można zdjąć plecaki siąść rozleniwić przy
kominku na skórzanych hotelach. Ale czas na zupę – pomidorówka pyszna i
wszystkie pasibrzuchy szczęśliwe. Teraz czas na drugie ale ziemniaki
jeszcze nie doszły – oj trzeba czekać. No cóż teraz szefy mogą zebrać kasę no
i znowu doprowadzą mnie do bankructwa 🙁 Jak trzeba to trzeba. Po godzinie
z kawałkiem gospodarze podali drugie danie po królewsku przepysznie tak
pyszne że wszystko wyjedliśmy a hitem były buraczki. Po obiedzie jeszcze
było trochę czasu wolnego ale kiedy zrobiło się już ciemno chłopaki
rozpalili ognisko. Bardzo było fajnie jak zawsze z wyborowym towarzystwem.
Choć jest bardzo fanie to trzeba szybko iść spać bo przecież jutro czeka na
nas Waligóra.

Niedziela poranek śniadanie też podane po królewsku. Nie ma co długo przy
nim siedzieć czas wyruszać bo goni nas czas. Ruszamy Wszyscy z uśmiechami
na twarzach bo słońce świeci i jest błękitne niebo. Kamila daje rade.
Ledwie co wyszliśmy z Pinokia i już pod strome podejście eh… na całe
szczęście były po drodze lżejsze ścieżki. Pogoda cudna podopieczna moja
prywatna uczestniczka bardzo dobrze sobie radzi co za szczęście ( Tomek nie
urwie mi głowy) oby doszła cała i zeszła. Po drodze mijamy stado koni
pięknych koni miałam chęć jednego ukraść ale się w ostatniej chwili się
powstrzymałam. Idziemy do Andrzejówki stamtąd będziemy atakować już
Waligórę. Krótki odpoczynek i ruszamy dalej. Kolejne podejścia ale nie mogę
się poddać no ja co to to nie!!! Zresztą muszę uważać na Kamile no i
pilnować Waldusia by za bardzo nie uciekł w przód. W końcu Wszyscy
znaleźliśmy się na samej górze. Czas rozpakować zwycięska czekoladę. Zdjęcia
uśmiechy wielka radość smak zwycięstwa. To wszystko przemieniło ból mój
stóp i łydki, ale jak coś to mnie nic przecież a nic nie bolało. Czas wracać
z powrotem do Andrzejówki. Na naleśniki. Zeszliśmy szczęśliwie naleśniki
zamówione. I nawet Kiera z Tomkiem zdążyła do nas dołączyć. Choć trochę się
zawiodłam na Kierze specjalnie wzięłam klapki jak by uznała ze muszę się
wykąpać w strumieniu a tu ani strumienia ani Kiery nie było na szlaku. Ale
przecież jeszcze nie jedna góra przed nami.
Dobra naleśniki zjedzone, chyba już wszyscy odpoczęli bo chyba czas wracać
do domów, nie którym spieszy się na pociąg. Przyszedł czas na pożegnanie gór
i ludzi i piesów. No to wio. Po końskiemu 🙂

Dziękuję Wam wszystkim za ten wspaniały weekend Krzyśkom że mnie
wzieliście, Kajfie że nie pozwoliła nam się zgubić no i szczególnie chcę
podziękować Kamili która pozwoliła mi się nią zaopiekować i poczuć się
przez chwile Wolontariuszem.
Do zobaczenia do kolejnej górskiej przygody.

Bogucha Ta

12119171_701706773297614_2878883834299410069_n

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

pięć × 2 =