Relacja z Biskupiej Kopy

 

Ot taka scenka: dworzec PKP, odprowadzamy jedną z uczestniczek. Ewa porusza się na wózku, ale jak trzeba to sobie chodzi :). Nagle jak z pod ziemi wyrasta przed nami czwórka osiłków Security i rwą się, żeby dziewczynie pomóc wejść do pociągu (w sumie bardzo pozytywne nasze zaskoczenie). Ewa wstaje i sobie sama wchodzi (teraz pozytywne zaskoczenie panów z Security) „O jak dziś łatwo poszło” – wyrywa się jednemu. „Ha ha, ona dziś po górach chodziła!” – wyrywa się mi. A co więcej miała niedosyt, że górka taka mała.
Pozdrawiam
Magda

A poniżej relacja Ewy!

tekst: Ewa Mańkowska

Weekend był moją małą górską przygodą. Ktoś ostrzegał mnie, żebym sobie odpuściła, bo po co się forsować i narażać na niepowodzenia… Ale się uparłam. Na co dzień poruszam się na wózku i widzę, że często jest to większy problem dla innych niż dla mnie. Góry marzyły się od wielu lat, ale jakoś nie było okazji. W dzieciństwie jeździłam na zimowe szkoły, moi koledzy i koleżanki z klasy śmigali na nartach, a Ja fajnie bawiłam się będąc z nimi.

Rozglądałam się i znalazłam RazemNaSzczyty. Ponieważ kocham Góry, Skały, widoki terenów wyżynnych i wyzwania, natychmiast postanowiłam się przyłączyć. Wysłałam maila.

Wchodząc na Biskupią Kopę pierwszy raz szłam tak długo o własnych siłach. Łażenie po Warszawie to żadna frajda, wszędzie trzeba się śpieszyć, by zdążyć na czas. Wózkiem jest znacznie szybciej, to mój świadomy wybór.

Wędrowałam sobie 7,5 km lasem do schroniska i 1,5 km od schroniska na szczyt kamienistą drogą… (mogę się mylić co do odległości). Z Nieba lał się żar, duszno, po całej nocy w pociągu… i weszłam. Na ostatnim odcinku kolega oszukiwał mnie pokazując jakiś punkt mówił, że „szczyt to na pewno ooo już tam…”. Nie to, że zamierzałam odpuścić, ale musiałam wyglądać na mocno strudzoną skoro uciekał się do takich sztuczek.

Czułam niedosyt, jak weszłam na samą górę i na wieżę widokową. Chciałam iść dalej, jeszcze wyżej.

Wyjechałam w piątek w nocy, w niedziele przed godziną 14 miałam już pociąg powrotny z Wrocławia. To był intensywny i dobry czas. Nie napiszę, że jestem z siebie bardzo dumna, bo to Nie-za-wielka-góra. Na prawdziwe zadowolenie z siebie może jeszcze przyjdzie czas. Przy następnej okazji, na Innym Szczycie.

Przede wszystkim teraz, mimo trudnych dni w pracy, nadal jestem nakręcona. Zawsze liczy się przecież TEN moment. I dlatego wielkie dzięki dla wszystkich za naszą wyprawę (szczególnie wielkie za wprowadzenie mojego wózka;))! Było Świetnie!

Ewa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

dwa + 2 =