Dwa dni, dwa szczyty

 
Dwa dni, dwa szczyty.

Jest już grudzień. Właśnie zaczął się sezon narciarski, a my postanowiliśmy to uczcić ten fakt zimową wyprawą.
W sobotę 8 grudnia zebraliśmy się na dworcu PKS, a raczej w poczekalni bo przecież to już prawie zima i są minusowe temperatury. Kiedy już wszyscy się odnaleźli ruszyliśmy ku przygodzie.

Dotarliśmy do Zieleńca. Ulokowaliśmy się w schronisku. Powoli zaczęła zjeżdżać się reszta ekipy. Po przepakowaniu plecaków i odprawie ruszyliśmy po szczyt. Szliśmy w mrozie w puszystym śniegu po wąskiej ścieżce, pod górę, pod błękitnym niebem, przy świecącym słońcu, z uśmiechami na gębach. Mijaliśmy kolejne zakręty, aż w końcu szczyt już tak blisko. Jest! Tak jest! Doszli wszyscy. Radości nie było końca. Jesteśmy wszyscy 😉 Oczywiście nie obyło się w tym niezwykłym momencie bez peperazzi. Uśmiech proszę – mówił samowyzwalacz. Ruszamy dalej, tym razem ku Masarykovej Chatce. Cali oblepieni śniegiem przecieramy szlak. Byle do przodu. Już pod ciemnym niebem doszliśmy do celu. Siąść, zjeść, w ciepłym miejscu wypić gorące napoje – to wszystko krążyło wszystkim w głowach. Odpoczynek triumfalny. Po napełnieniu brzuchów zebraliśmy się w drogę powrotną. Jechałam samochodem z Tomkiem, Anią i tatą Ani. Pozostali odważyli się zjechać na byle czym do schroniska niemalże pionowo w dół. Tym dzielnym chwała i cześć. Na dole, w schronisku przyszedł czas na herbatę, bułki i integrację. Oczywiście nie obyło się bez świętowania niedawnych urodzin Dzika (nie powiem ile skończył lat, bo jeszcze podpadnę i co będzie…?) Była tortowa pizza. Jeszcze wspólne oglądanie filmu i wpakowanie się w śpiworki lub otulenie się kołderkami poszliśmy spać.

Następny dzień zaczął się wcześnie, bo mieliśmy zamiar wejść na Jagodną. Ruszyliśmy w jej stronę. Zaczęliśmy wędrówkę z parkingu. Znów pod górę. Ale przecież to czysta przyjemność, więc wszyscy byli uśmiechnięci. Nogi same idą do przodu. Obudziłam się z celem zdobycia Jagodnej pierwsza. I jak postanowiłam, tak zrobiłam 😉 Choć wyobrażałam sobie ten szczyt zupełnie inaczej. Ale i tak był piękny. Kiedy wszyscy weszli zrobiliśmy zimowy piknik – kanapki, herbata znalazły się nawet słodycze. Po odpoczynku zaczęliśmy ewakuować w dół. Miałam miłą przyjemność iść z Agą K. Udało nam się zejść, a niektórym zjechać do schroniska. Na goorąącąąą heerbaatęę. Jedliśmy, piliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się nie wiadomo z czego. Kiedy mieliśmy pełne brzuchy przyszedł czas pożegnania, a tego nie lubię. Ale przecież przyjdzie też czas witania 🙂

Dziękuję wszystkim za okazaną mi pomoc. Wy już wiecie za co.
Dziękuję za pokazanie mi piękna zimowych gór w pełni ośnieżonych, cichych i wspaniałych.

Bogucha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

3 + 7 =