Relacja z Łysicy

 

Ten wyjazd rozpoczął się dość wcześnie i od razu z kopyta. Wychodząc z domu zobaczyłem jadący autobus, więc miałem niezłą poranną rozgrzewkę – 300 metrów biegiem. Miasto Łódź budziło się leniwie w sobotni poranek, gdy przemierzałem całe miasto na dworzec PKS. O godzinie 6 rano ruszyłem do Kielc. Spokojna jazda z podziwianiem zimowej aury i mijających mnie krajobrazów sprawiła ze trzy godzinna podróż minęła dość szybko i w Kielcach byłem kilka minut po 9-tej. Na dworcu czekał na mnie Kamil, który zabrał mnie z dworca najpierw pod swój dom, by zabrać Ninę i Anię. Dalej pojechaliśmy przez miasto i po drodze zwiedziliśmy przy okazji Amfiteatr i kamieniołomy kieleckie. Udaliśmy się potem do mamy Magdy i Niny, gdzie miała się zebrać cała nasza ekipa uderzająca w ten weekend w Góry Świętokrzyskie. Gdy już wszyscy się zjechali, ruszyliśmy do Św. Katarzyny. Tam mieliśmy nocleg w PTSM-ie, nieopodal którego zaczyna się szlak na Łysicę. Szybkie przepakowanie bagaży do pomieszczenia w schronisku, stuptuty na nogi i po godzinie 13-tej ruszyliśmy na Łysicę. Na początku szlaku zobaczyliśmy źródełko i kaplicę św. Franciszka. Magda opowiedziała nam legendę związaną z tym miejscem. Dalsza droga na szczyt prowadziła przez las, a mnie najbardziej w czasie tej wędrówki brakowało otwartych krajobrazów bo widoki były typowo leśne i gdyby nie szlak pod górę to bym nie czuł, że jestem w górach. Na szczyt dotarliśmy po godzinie 15-tej. Pamiątkowe zdjęcia i odpoczynek w sumie zajęły nam ok. 30 min. Sam szczyt uznałbym szczytem typowo „na zaliczenie” do kolekcji korony gór polskich, widoki nie powaliły mnie na kolana bo podobne są w większości lasach Polski. Do schroniska wróciliśmy po 17-tej, kolacja (bigosik), a po niej ognisko „sabat czarownic” i różne luźne zabawy w świetlicy schroniskowej. Niedzielę rozpoczęliśmy śniadaniem i około 9- tej pojechaliśmy samochodami do Nowej Słupi skąd ruszyliśmy szlakiem na Św. Krzyż. Szklak, również dość łatwy z jednym większym podejściem po drewnianym podeście. Po godzinie marszu dotarliśmy pod klasztor na św. Krzyżu. Zwiedziliśmy klasztor, udaliśmy się również na taras widokowy gdzie podziwialiśmy krajobrazy i oblodzoną, ośnieżoną wieżę telewizyjną. Po tym wszystkim udaliśmy się w drogę powrotną na parking. Po godz. 14 pożegnaliśmy naszą ekipę i wróciliśmy do Kielc. Autobus z Kielc miałem o godzinie 15:30, została chwila na zakupy, pożegnanie ze znajomymi i ruszyłem do Łodzi. Dojechałem przed 19-tą, a godzinę późnej byłem już w domu. Tak zakończył się mój trzeci wyjazd z ekipą „Niepełnosprawni w górach – razem na szczyty”. Kolejny mam nadzieję, że już za miesiąc.

tekst: Marcin Rżanek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

osiemnaście − 9 =