Waligóra Chillout Expedition

 

Po przyjeździe do Andrzejówki naszej grupie ukazała się Waligóra. Wiedzieliśmy, że żartów nie będzie. Od tej pory, przez całą drogę na szczyt mieliśmy się na baczności. Nikt się ani razu nie zaśmiał. Nie pamiętam, by na jakim kolwiek wyjeździe panowało takie skupienie. U wszystkich uczestników – bez wyjątku – niepokój był wręcz namacalny. W połowie drogi nasz szturm nieomal się załamał. Drogę przecięła wstęga z napisem „wstęp wzbroniony”. Kierwoniczka wyprawy znalazła rozwiązanie i cudem ominęliśmy przeszkodę. Droga na szczyt była otwarta. Lecz nadal nikt nie pozowolił sobie na rozluźnienie. Nawet na wierzchołku. Ktoś obcy patrząc z boku mógłby pomyśleć, że odpoczywaliśmy. W rzeczywistości było to jedynie czerpanie energii z sił natury. I cukierków – tych, których nie zjadło przebiegające stado dzieci. W pełnej koncentracji szykowaliśmy się do zejścia. Najgorsze było jeszcze przed nami. Wydarzyło się to tuż pod schorniskiem, kiedy minął mnie pan z kuflem ciemnego, zimnego piwa. A ja musiałem zadowolić się wodą…
Dziku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

4 × pięć =